O POLITYCE NA POWAŻNIE Z PRZYMRÓŻENIEM OKA

Z pamiętnika Donalda “Cudotwórcy”

Czwartek, 25.11.2010 r.
Bronek jest załamany. Nie ma teraz głowy na korepetycje z angielskiego, a już niedługo powinien się spotkać z Barackiem z Waszyngtonu! Radek, tak jak kiedyś Jurek z Brukseli, ma opiekować się naszym “prezydentem polskich miast i wsi” i w odpowiedniej chwili wołać: “Łapy, dajemy łapy!”. Może obejdzie się bez wpadki… Co stało się Bronkowi? Nie może się pozbierać po posiedzeniu Rady Bezpieczeństwa Narodowego. Co prawda Wojtek, pierwszy prezydent pookrągłostołowej Polski, dotarł na obrady, ale i tak wszyscy się zastanawiali, co może się dziać z innym z ważnych “ludzi honoru”. Czesiek, były minister spraw wewnętrznych, nie przyszedł…

Piątek, 26.11.2010 r.
Pasmo naszych sukcesów w polityce zagranicznej trwa. Sam Barack dziękował Radkowi za pomoc Polski w polepszeniu stosunków między USA i Rosją! Zrezygnowaliśmy z tarczy antyrakietowej… W ogóle nie stawiamy żądań, które utrudniałyby mocarstwom porozumienie, i wszyscy to doceniają! Przy tej okazji Radek wytrącił broń z ręki krytykom naszej “dyplomacji uśmiechów”. Najpierw mówili, że w każdej sprawie słuchamy Unii. Potem, kiedy zgodziliśmy się na wyższe niż w innych krajach Europy ceny gazu, nazywali nas sługusami Rosji. W końcu zorientowali się, że o jakimś podporządkowaniu jednej stronie nie może być mowy. Czasem słuchamy jednych, czasem drugich, a czasem jeszcze innych!

Sobota, 27.11.2010 r.
Chłopaki od pijaru mieli fajny pomysł na kampanię samorządową. W tych wyborach nie chodzi o robienie polityki. Musimy opowiadać, że chcemy tylko budować i budować. Wyborcy nie powinni przejmować się krajowymi sporami. Dlatego np. w sprawie prezydenta Krakowa wyborcom podpowiada Jurek z Brukseli! A ja dyskretnie pomagam Jackowi z Sopotu. Ciągle powtarzam, że kto ma postawione zarzuty, nie powinien aspirować do stanowiska prezydenta miasta, ale Jacek jest tak wybitnym samorządowcem, że nie dziwię się ani kolegom partyjnym, ani całej mojej rodzinie i znajomym, którzy na pewno też będą na niego głosowali…

Niedziela, 28.11.2010 r.
Dzwonił Władimir z Moskwy. Na razie nie przyjedzie do Warszawy. Za to przyśle nam swojego prezydenta, Dmitrija. “Tylko żebyście go tam przyjęli tak, jakbyście przyjmowali samego Papieża!” – poprosił żartem Władimir. Przy okazji pytał, czy podobają mi się nowe zeznania kontrolerów z wieży na lotnisku w Smoleńsku. Obiecał, że jakby tylko była taka potrzeba, to jeszcze wszystko można zmienić. Żeby się zrewanżować, obiecałem, że jeśli tylko znaleźlibyśmy jakiś pretekst, nasz rzecznik Paweł znów może Rosjan za coś przeprosić. Wyższej ceny, jaką moglibyśmy zapłacić za gaz, nie zaproponowałem, bo znów protestowaliby komisarze z Brukseli.

Poniedziałek, 29.11.2010 r.
Joasia, która razem z chłopakami od pijaru z PiS założyła nowy klub parlamentarny, całkiem zepsuła nasz plan! Zgłosiliśmy projekt zawieszenia subwencji budżetowych dla partii politycznych od 2012 roku… a ona go poparła! Chce nawet, żebyśmy już w przyszłym roku nie brali pieniędzy z budżetu! Czy ona niczego nie rozumie? Nie po to zawsze przed wyborami mówimy o rezygnacji z państwowych pieniędzy, żeby rzeczywiście z nich zrezygnować… Nie można zgłaszać takiego projektu ustawy, jeśli nie będziemy mieli pewności, że zostanie odrzucony! Dla jasności powiedziałem chłopakom: “Panowie, najpierw policzmy głosy!”.

Wtorek, 30.11.2010 r.
Sytuacja jest imponująca! Wreszcie mamy obiecywany cud w gospodarce! Jean-Vincent, czyli nasz “Jacek” z Ministerstwa Finansów, miał rację… Jesteśmy zieloną wyspą! Jesteśmy drugą, a może nawet pierwszą Irlandią! Mamy 4,2 proc. wzrostu produktu krajowego brutto! Wszyscy są zaskoczeni, bo rządzimy już od trzech lat, a ludzie ciągle mają pieniądze, żeby kupować drożejący chleb, masło, jabłka, cebulę… “Jacek” mówi, że dług państwa (jakieś 750 mld zł) też nie jest problemem. Nie musimy go spłacać! Jeśli tylko Angela się zgodzi, przeksięgujemy część zadłużenia i znów będziemy mieli czyste konto.

Środa, 1.12.2010 r.
Dzwonił “Jacek” ze spotkania w Brukseli. – Donald, mamy problem… – zagaił podejrzanie drżącym głosem. – Angela nie zgadza się, żebyśmy sobie przeksięgowali dług! – oznajmił. Czułem się tak, jakby mnie ostrzelał jakiś ślepy snajper. O co tu może chodzić? Angela była przecież zadowolona z naszej współpracy. A ja nigdy nie nazwałem jej nawet “teflonową damą”. Od takiej niemiłej niespodzianki bardziej spodziewałbym się, że odwoła Manuela i zrobi mnie szefem Komisji Europejskiej albo nada jeszcze jeden order Karola Wielkiego! Zapytałem, co możemy w tej sytuacji zrobić. – Chyba nic… Będziemy dalej twardo negocjowali – prawie rozpłakał się do słuchawki “Jacek”.

Piotr Tomczyk Nasz Dziennik


Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *