WYPRAWA PO CHLEB

Młode pokolenie nie pamięta już sklepu nr 10 Gminnej Spółdzielni z Zarszyna, znajdujacego się nieopodal szkoły podstawowej. Jest to dzisiaj pusty budynek, będący pomnikiem przegranej walki ze sklepami samoobsługowymi. Wcześniej sklepy zarządzane przez GS konkurowały z prywatnymi sklepikami, które na początku lat 90-tych zaczęły się pojawiać w naszym krajobrazie. Przed 1990 rokiem w Nowosielcach były jedynie dwa sklepy. Jeden stał naprzeciwko stacji kolejowej, a drugi to była właśnie “gsowska 10”. Można tu było kupić cukier na wagę, porcjowany do szarych papierowych toreb. Masło dostarczane w dużych kostkach ekspedientki kroiły nożami i również ważyły na uchylnych wagach. Dało się tu kupić także wiadra ocynkowane, łańcuchy i gwoździe. W oczekiwaniu na dostawę chleba w zatłoczonym sklepie uprawiało się politykę i plotkowało. Co bardziej niecierpliwi zamawiali sobie piwo rozlewane w Zarszynie w butelkach identycznych, jakie stosowano do rozlewania oranżady. Ekspedientki były niczym królowe w pasiece. Od nich zależało co dostaniemy i czy w ogóle coś dostaniemy. Ożywienie się zaczynało, gdy przyjeżdżał samochód dostawczy. Należało zrobić przejście wszechmogącym dostawcom oraz cierpliwie czekać na przyjęcie towaru. Bywało i tak, że chleb dostarczano konnym wozem przypominający trochę budy kolonizatorów wyjeżdżających na dziki zachód. Wyjście po chleb zajmowało czasem 2-3 godziny. Nie było łatwo, ale życie toczyło się swoim rytmem. Nikt wówczas nie słyszał o Balcerowiczu, podatku VAT i kasach fiskalnych. Rachunek był liczony ręcznie “w słupku” na kawałku papieru, który też nie był marnowany, gdyż kolejny klient miał w ten papier zawijane masło lub smalec. Butelka z wódki kosztowała na skupie 1 zł i można było za to dostać 2 bułki. Wszystkie butelki były wówczas kaucjowane i nie walały się po rowach. Potem przyszło nowe, które już znacie.

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *