ŚLIMAK TO NIE RYBA

Ostatnio euronacjonalistom nie wiedzie się najlepiej. Zaangażowanie Brukseli w przeciwdziałanie globalnemu ociepleniu – z którego obecnie rakiem wycofują się niedawni fani tego przekrętu i mówią już o “zmianach klimatycznych” – unaoczniło absurd walki z czymś, co zostało wymyślone w laboratoriach pseudonaukowców na usługach lobbystów. A zima, która sparaliżowała całą Europę, bardzo brutalnie uświadomiła setkom milionów ludzi, że bynajmniej nie jest cieplej, a wręcz przeciwnie. Świeżo powołana Komisja Europejska, a zwłaszcza pani Ashton, rozczarowuje nawet zwolenników traktatu lizbońskiego. Pogarsza się sytuacja europejskiej waluty. W prasie pojawiają się już nawet komentarze, że euro to Titanic przed uderzeniem w górę lodową… W mediach niemieckich, na ogół bardzo zaangażowanych w promocję euronacjonalizmu, co poniekąd jest zrozumiałe, bo przecież chodzi o to, by pod płaszczykiem “projektu europejskiego” zapewnić Niemcom hegemonię w Europie, pojawiają się pełne troski pytania: czy mieli rację eurosceptycy, którzy przewidywali ponurą przyszłość dla wspólnej waluty? I pada odpowiedź. “Wszystko wskazuje na to, że wiele ich prognoz może się wkrótce ziścić” – jak napisano w serwisie “Deutsche Welle”. Coraz więcej analityków stwierdza wprost, że tym krajom strefy euro, w których nastąpiło załamanie finansowe, byłoby o wiele łatwiej wyjść z kłopotów, gdyby zachowały suwerenność walutową. Brytyjski poseł do Parlamentu Europejskiego Nigel Farage na forum tego gremium stwierdził bez ogródek: “Biedna Grecja, która siedzi teraz w gospodarczym więzieniu euro. To, czego potrzebuje, to dewaluacja. Ale to nie idzie tylko o Grecję, ponieważ taka sama sytuacja jest w Portugalii, Hiszpanii i Irlandii. Miliony ludzi w Europie będą cierpieć, podczas gdy Pan, Panie Barroso, próbuje ten katastrofalny projekt euro utrzymać przy życiu. Rozpad jest nieunikniony, a dla Europejczyków byłoby lepiej, gdyby to się stało szybciej niż później”. Brukselscy eurokraci jednak idą w zaparte i twierdzą, że ich koncepcja budowy jednego państwa europejskiego jest “jedynie słuszna”. Nawet jeśli fakty temu przeczą, to tym gorzej dla faktów. Posługują się przy tym swoistą postmarksistowską dialektyką, która prowadzi do zaklinania rzeczywistości. Urzędnicy z Brukseli dokonali niezwykłego przewartościowania w systematyce zoologicznej. Uznali, że ślimak nie jest mięczakiem, jak ustaliła to nauka, ale jest rybą śródlądową. Dzięki intensywnemu lobbingowi Francji, która jest żywo zainteresowana handlem ślimakami, ich hodowcy i zbieracze stali się rybakami, a chodzi o to, by mogli korzystać z takich dotacji, jak rybołówstwo. Nie pierwszy to euroabsurd. Na wniosek Portugalii uznano marchewkę za owoc, ponieważ w tym kraju jest popularny dżem z tego warzywa, a unijna norma pozwala na produkcję dżemu jedynie z owoców. Eurokraci określali już krzywiznę banana, normy dotyczące odległości między szczeblami drabiny, minimalną grubość pokrywy śnieżnej, po której można jeździć na nartach. Mirosław Piotrowski, eurodeputowany do PE, zorganizował bardzo pouczający konkurs zatytułowany “Największy absurd w Unii Europejskiej”, w którym wygrały unijne przepisy zakazujące gotowania dotowanego mleka i nakaz niszczenia niewykorzystanej żywności ze stołówek i restauracji. Czeka nas zapewne jeszcze wiele takich idiotyzmów, w tym znacznie gorsze, takie jak obowiązek parytetów w kopalniach i zatrudnianie w nich minimum 50 proc. kobiet, przymusowa indoktrynacja homoseksualna w szkole oraz restrykcyjne prawo, by rodzice wychowywali swoje potomstwo bezpłciowo, a płeć dziecka była określana dopiero, gdy ono samo wybierze, kim chce być po ukończeniu 18. roku życia. Powszechnie wiadomo, że ślimaki to nie ryby, ale dialektykom to nie przeszkadza. Ich metodą jest bowiem oddzielanie faktów od prawdy. I rzeczywiście, faktem jest, iż uznali, że ślimak jest rybą, choć prawdą jest, że ślimak to nie ryba.
Nasz Dziennik Jan Maria Jackowski

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *