Temperatura po wyborach znacznie już opadła. Zwycięzcy zgarnęli wszystko – fotel premiera, stary nowy rząd, papierową koalicję i przyjaźń prezydenta. Premier Tusk odurzony wyborczym sukcesem tak się zapędził w Brukseli, że zaczął całować po rękach kanclerz Merkel, na oczach zdziwionych mężów stanu z połowy Europy. Unia odetchnęła na moment, podnosząc znowu pułap środków do wpompowania w banki, posiadające bezwartościowe obligacje krajów południowej flanki. Pazerność bankierów stojących za krawaciarzami z Brukseli okazała się kijem, którego drugi koniec zaczął właśnie wariować. A w kraju dominującym tematem jest wymyślony konflikt w PIS pomiędzy Ziobro a Kaczyńskim. Portale internetowe, gazety i doniesienia informacyjne w TV i radio wprost kipią od sensacji, jakie mają miejsce w szeregach niespełnionych zwycięzców. Sytuacja w kierownictwie Prawa i Sprawiedliwości przypomina trochę oko cyklonu. Tam jest na razie najciszej, a burza szaleje wokół. Media działają tak celowo, aby przykryć beznadziejny poziom polskiej prezydencji, która przypadła na taki okres, w którym Polska nie ma nic do powiedzenia. Wszelkie próby zaistnienia na forum unijnym naszego premiera lub ministra finansów przypominają zabieranie głosu przez ryby. Ceny wszelkich dóbr konsumpcyjnych lada moment pójdą ostro w górę w ślad za paliwami. Naród otępiały z radości lub smakujący gorycz porażki nie zdążył się ocknąć, gdy ceny etyliny i oleju napędowego zaraz po wyborach wydarły ostro w górę, niczym bolidy w formule 1. Specjaliści od medialnych tricków mają zawsze kilka sztuczek pod ręką, aby doprowadzić do uśpienia czujności społeczeństwa. Jeżeli znudzi się Ziobro, wyskoczą z Palikotem i jego żądaniami usunięcia krzyża z sali sejmowej, albo agentem Tomaszewskim