Początek listopada w tradycji Polaków zawsze zmierza ku refleksji o tych, co już odeszli do wieczności. Na cmentarzach zapalamy znicze i przynosimy kwiaty, jako dowód pamięci o najbliższych. Nasze życie przypomina klepsydrę wypełnioną piaskiem, który spokojnie, ziarnko po ziarnku przesypuje się z jednej strony na drugą. Ten piasek, to nasze kolejne dni w drodze ku wieczności. Nie ma szansy na zatrzymanie upływu czasu, dzień po dniu zbliżamy się do przejścia w ten drugi wymiar.
Pierwszy listopad wspomina tych, którzy doszli na zaszczytne miejsce na podium. W kulturze chrześcijańskiej najwyższą wartością nie są ziemskie posady, tytuły, majątki i czerpanie garściami z ziemskich przyjemności. Nasze pielgrzymowanie na ziemi ma być okresem, kiedy zbieramy zasługi pozwalające na osiągnięcie zbawienia duszy. I w tym własnie dniu czcimy zmarłych, którym udało się osiągnąć ten cel – zostali świętymi. Są wśród nich święci ogłoszeni oficjalnie przez kościół, po przejściu procesów beatyfikacyjnych i kanonizacyjnych. Są również ci, którzy żyli pośród nas, byli naszymi najbliższymi i również osiągnęli chwałę świętych. Takich jest znacznie więcej. W dniu pierwszego listopada wspominamy właśnie tych, dla których Bóg otworzył bramę Swojego Królestwa.
W kolejnych dniach wierni modlić się będą za zmarłych, którym modlitwa i odpusty mają pozwolić osiągnąć chwalę nieba. Są to dusze, którym Boże Miłosierdzie pozwoli uniknąć potępienia wiecznego, ale konieczna jest jeszcze droga oczyszczenia przed dostąpieniem zbawienia. Te dusze oczekują modlitwy, ofiarowanych odpustów, aby wyjść z czyśćca do grona świętych. O nich właśnie pamiętajmy w naszych modlitwach, podczas odwiedzania cmentarzy i uczestniczenia w eucharystii. Nie będą przydatne tutaj dziesiątki zniczy, najbujniejsze kwiaty i wystrój zewnętrzny. Te elementy są tylko dowodem ziemskiej pamięci o zmarłych.