W 40 rocznicę strajków na Pomorzu
We Francji społeczeństwo jest wychowane na strajkach. Tam każde posunięcie rządu lub lokalnych władz wywołujące niezadowolenie może doprowadzić do akcji strajkowej. I strajków we Francji jest bardzo dużo. Organizują je związki zawodowe i grupy pracownicze. Co chwila słyszymy o protestach pracowników służb miejskich i komunalnych, stoją lotniska, gdyż nie pracują kontrolerzy lotów lub personel latający. Ostatnio Francja protestowała przeciwko podniesieniu wieku emerytalnego. Ten strajk poparła młodzież i studenci, którzy przecież z decyzją rządu zetkną się dopiero za kilkadziesiąt lat. Przemilczany przez nasze media niedawny strajk na hiszpańskich lotniskach doprowadził do wprowadzenia stanu wyjątkowego. Premier Zapatero prawie wył z wściekłości. Wojsko na jego polecenie tropiło strajkujących i siłą zmuszało do podjęcia pracy.Polska od kilkunastu lat trwa w odrętwieniu i nie jest zdolna do podjęcia szerszej akcji strajkowej. Kolejne rządy robią z nami co chcą, a społeczeństwo z przyklejonym nosem do telewizora czeka, aż ktoś za nie wyjdzie na ulice i zaprotestuje. Sytuacja ta nie jest przypadkowa. Związki zawodowe są skutecznie skorumpowane przez dyrekcje firm i zarządy spółek. Zasada jest prosta – szefów związków trzeba sobie kupić i opłacić ich przychylność. Dostają dobrze wyposażone gabinety, telefony służbowe i samochody. Szefowie związków są partnerami do pacyfikowania strajków i łagodzenia sytuacji w zakładzie, a nie do obrony interesów załogi. Wyszkoleni przez przełożonych potrafią latami zajmować stanowiska przymilając się tym, którzy decydują o ich wyborze. Przez ostatnie lata rozbito największe grupy zawodowe zdolne do wywołania ogólnopolskich protestów. Mowa tu o stoczniowcach, górnikach, hutnikach i kolejarzach. Dzielenie firm na mniejsze zakłady było podyktowane i tym, aby zmniejszyć wpływ tych grup zawodowych na politykę pracowniczą w kraju. W latach okupacji sowieckiej w Polsce funkcjonował Komitet Obrony Robotników. Myliłby się ten, kto nazwę tej organizacji przełożyć chciałby wprost na jej działalność. Dała ona schronienie i parasol ochronny działaczom, którzy w latach przełomu 1989/1990 z emblematami “Solidarności” wryli się do salonów władzy. Jeżeli ktoś jest zainteresowany poznaniem nazwisk, niech zaglądnie do internetu. Wielu z nich uważanych jest za ikony życia politycznego po okresie przemian. Media spowodowały podział społeczeństwa na ugrupowania, które wciąż mają poczucie jakiejś walki i wyborów dokonywanych przy urnach, gdy tymczasem w całości wodzone jest za nos przez wąskie elity zakorzenione w strukturach władzy. Dla stworzenia grupy poparcia uwłaszczono naszym wspólnym majątkiem nieliczne jednostki oraz stworzono im podstawy do rozwinięcia działalności przynoszącej wystarczające dochody, aby milcząco i bezkrytycznie popierać istniejące układy. Spektakularne akcje strajkowe, jakie pamiętamy z warszawskich ulic są wykorzystywane przez polityków opozycji, którzy zmieniają się tylko miejscami. Raz stoją oni w oknach siedziby Rady Ministrów obserwując tłum strajkujących, a po zmianie układu władzy mieszają się z protestującymi w judaszowskim stylu krytykując tych, którzy zajęli ich miejsca w stołecznych pałacach. Dzisiaj nikt nie podejmuje poważnych protestów przeciwko działaniom rządu. Wzrost podatków, rosnące zadłużenie kraju, przesunięcie wieku emerytalnego, galopujące ceny żywności i paliw nie pociągają za sobą masowych protestów, demonstracji ulicznych i strajków w zakładach. Społeczeństwo przypomina trochę pewien gatunek stworzeń dostarczających wełny. Nie mają one instynktu powodującego protest w sytuacji, gdy są prowadzone na ubój, tylko sznurkiem jedno za drugim, milcząco podążają w kierunku swego stracenia.