CO MÓWI RADIO EREWAŃ?

Szanowni Państwo!
Jak wiadomo, militaryści i podżegacze wojenni nie mają racji z zasady, ale chociaż nie mają racji, bo jest to surowo zabronione, to przecież i oni też mogą, przynajmniej niekiedy, poczynić jakieś trafne spostrzeżenia. Zresztą kto jest podżegaczem wojennym, a kto nie – to wcale nie jest prosta sprawa. Weźmy na przykład takiego pana redaktora Michnika. Wiadomo, że kto jak kto – ale on na pewno żadnym podżegaczem wojennym nie jest, bo jest płomiennym szermierzem pokoju. Co do tego nie ma żadnych wątpliwości – ale z drugiej strony wiadomo też, że wszystkie wojny toczą się przecież o pokój. Nigdy nie słyszano o żadnej wojnie, której celem byłaby dalsza wojna. Skoro tedy wszystkie wojny toczą się o pokój, to od razu widać, że sprzeczność między płomienną walka o pokój, a podżeganiem do wojny może być pozorna. Już dawno zwróciło na to uwagę Radio Erewań, odpowiadając słuchaczowi na pytanie, czy będzie wojna. – Wojny oczywiście nie będzie – odpowiedziało Radio Erewań – natomiast rozgorzeje taka walka o pokój, że nie zostanie nawet kamień na kamieniu. Więc jeśli nawet pan redaktor Michnik nawołuje do dostarczania na Ukrainę broni, to wcale nie oznacza, że został jakimś podżegaczem wojennym. Nic z tych rzeczy! Nadal jest płomiennym szermierzem pokoju, tylko przy użyciu innych środków. Tak samo zresztą uważał pruski teoretyk wojny Karol von Clausewitz, który twierdził, że wojna jest prostą kontynuacją polityki, tyle, że innymi środkami. Skoro nie da się doprowadzić do pokoju środkami pokojowymi, to nie ma innej rady, jak wojna. Wszystko będzie w jak najlepszym porządku, byle tylko pamiętać, że to wojna o pokój, no i oczywiście – w jedynie słusznej sprawie. Dlatego jeśli militaryści i podżegacze wojenni powiadają: korzystajcie z wojny, bo pokój będzie straszny – to mimowolnie mogą mieć rację – chociaż, ma się rozumieć – bez swojej wiedzy i zgody. Żeby nie być gołosłownym, odwołam się do przykładu. Oto 15 lutego, na podstawie porozumienia osiągniętego w Mińsku między zimnym rosyjskim czekistą Putinem, ukraińskim prezydentem Poroszenką, Naszą Złotą Panią z Berlina i francuskim prezydentem Hollandem, na Ukrainie nastąpiło zawieszenie broni. Zawieszenie broni oznacza, że ustają walki, to znaczy – działania wojenne i jeśli nawet nie nastaje pokój – bo każda wojna, jak wiadomo, toczy się o pokój – to obydwie strony robią w jego kierunku milowy krok. Ale skoro kończy się wojna, to od razu pojawia się pytanie, kto ją wygrał, a kto przegrał. Stanisław Lem w „Cyberiadzie” opowiada o wojnie toczonej między dwoma cesarstwami. Trwała ona kilkadziesiąt lat – a potem jeszcze cztery – bo powstały spory, kto wygrał, a kto przegrał. Zdaje się, że podobna sytuacja wytworzyła się na Ukrainie w następstwie zawieszenia broni. Separatyści na przykład twierdzą, że w okrążeniu w rejonie Debalcewa znalazło się osiem tysięcy ukraińskich żołnierzy, a tymczasem źródła ukraińskie twierdzą, że jest akurat odwrotnie – że zwycięża tam niezwyciężona ukraińska armia. Nietrudno się domyślić, że ten prestiżowy spór musi zostać rozstrzygnięty, a to oznacza, że uzgodniony w Mińsku rozejm może okazać się niezwykle kruchy. Ale jak tam będzie, tak tam będzie, a tymczasem pojawiają się oznaki, że ukraiński konflikt zaczyna się przenosić na teren naszego nieszczęśliwego kraju. Jak wiadomo, między Stanami Zjednoczonymi, a Niemcami i Francją zarysowała się różnica zdań na temat optymalnego rozwiązania kwestii ukraińskiej. Amerykańscy eksperci uważają, że NATO, to znaczy – wszystkie państwa członkowskie, a więc również Polska – powinny rozpocząć dostarczanie broni na Ukrainę, podczas gdy Nasza Złota Pani i francuski prezydent Hollande uważają, że najlepsze są metody dyplomatyczne. Ponieważ zarówno Stany Zjednoczone, jak i Niemcy, a Francja pewnie też, mają u nas swoje agentury wpływu, zgrupowane albo w Stronnictwie Amerykańsko-Żydowskim, albo w Stronnictwie Pruskim – obok których istnieje też Stronnictwo Ruskie – to ta różnica zdań natychmiast ujawnia się i u nas. Agentury – jak to agentury – nie mogą występować z otwartą przyłbicą, więc siłą rzeczy operują rozmaitymi aluzjami – podobnie zresztą, jak i za pierwszej komuny. Dlatego ni z tego, ni z owego zapalił się w Warszawie Most Łazienkowski i tak pięknie się palił, jakby ktoś go polewał napalmem. A to dopiero początek różnicy zdań między poważnymi mocarstwami, która przecież może się jeszcze zaostrzyć. W tej sytuacji nie tylko most, ale nawet Wisła może się zapalić – aż wreszcie poważne mocarstwa utrą między sobą jakiś kompromis, a wtedy i u nas rozpocznie się Rok Spokojnego Słońca. Wydaje się jednak, że do tego jeszcze daleko, a sytuacja raczej się zaostrza – na dowód czego nawet funkcjonariusze niezależnych mediów głównego nurtu zaczynają się nawzajem wycinać. Okazuje się, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Stanisław Michalkiewicz http://www.michalkiewicz.pl

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *