GDZIE SĄ FACHOWCY?

Złota rączka, to pojęcie dość pospolite i dobrze znane w Polsce. Wykształciło się ono w czasach trudnych i przepełnionych dziwnymi układami społeczno- gospodarczymi. Ludzie za komuny pracowali w zakładach pracy i byli rolnikami. Po powrocie z Autosanu lub Stomilu brali się za roboty w polu. Chłoporobotnik to hybrydowy twór charakterystyczny dla tamtego ustroju. Powstał on w związku z faktem, że nie dało się wyżyć ani z pracy na roli, ani z etatu w fabryce. Polacy wykształcili w przeciągu kilku dziesięcioleci umiejętność posługiwania się kosą, kielnią, obrabiarką do skrawania metali oraz naprawy wszelkiej maści urządzeń i pojazdów. I wszystko to robili niemal jednocześnie. Niemiec wyuczony zawodu tokarza nie potrafi właściwie niczego innego. Anglik – budowlaniec, jeżeli posiadł umiejętność przykręcania płyt kartonowo- gipsowych już nie za bardzo radzi sobie z ich szpachlowaniem, a o malowaniu nie ma już zielonego pojęcia. Amerykanom pracującym w fabryce trudność sprawia wykonanie większej ilości operacji powyżej trzech. Polacy za granicą uchodzą za pracowitych i bardzo zdolnych. Normy czasu pracy, jakie obowiązują za granicą są znacznie mniej wymagające aniżeli w Polsce. I co z tego? Cwaniacy pod krawatami zrzeszeni w klubach biznesowych i organizacjach pracy wciąż nam wmawiają, że mamy za małą wydajność i nie potrafimy pracować. Sytuacja wygląda wręcz odwrotnie. To nasi pracodawcy nie potrafią lub nie mogą nam uczciwie zapłacić. Obciążenia podatkowe i składki ZUS, różne pochodne płac sprawiają, że na konto pracownika wpływają ochłapy. U nas zarabiamy kilkakrotnie, a w odniesieniu do wielu państw zachodnich i skandynawskich kilkunastokrotnie mniej. Od kilu lat emigracyjne wyjazdy Polaków za granicę spowodowały spore braki kadry specjalistów na rynku pracy w budownictwie i przemyśle. Dzisiaj coraz trudniej znaleźć solidnego i uczciwego budowlańca. Rynek pracy wypełniają samouki i samozwańcy, którym brakuje podstawowej wiedzy, jaką przekazywały szkoły zawodowe. Nic dziwnego, że mamy do czynienia z fachowcami, którzy sprzątając plac budowy próbują spalić resztki wełny mineralnej. Spotykamy i takich, którzy przy robotach malarskich zamiast okleić krawędzie stolarki, po zakończeniu prac usuwają resztki farby papierem ściernym. Kiedy “fachowiec” nie widzi różnicy pomiędzy klejem gipsowym, a gładzią gipsową wykonując szpachlowanie przed malowaniem, lepiej od razu podziękujmy mu za chęci do pracy i poszukajmy kogoś solidniejszego. Niestety, zbyt wielu mamy licencjatów, specjalistów od marketingu, filologów i ekonomistów, gdy tymczasem nie ma komu solidnie budować domów.

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *